Nowy miesiąc, nowy tydzień, nowy dzień, nowa
geneza starego wiersza. „Restauracyjny hokus pokus” jest w zasadzie formą
opowiedzenia sytuacji, jaka przydarzyła mi się w jednym z lokali sieci
restauracji Hokus Pokus. Autentyczna sytuacja. Cóż więcej mogę napisać? Nie mam
pojęcia. Gdybym zakończył tę genezę w tym miejscu, byłaby chyba rekordowo
krótka. Zostanę przynajmniej przy temacie sieci restauracji Hokus Pokus, którą
sobie chwalę. Nie było tam tłoczno oraz w miarę dobrze cenowo. Wypito tam wiele
drinków, wypito parę kaw i jakoś się tam zadomowiło. Choć próżno już dzisiaj
szukać w tym mieście, miejscu, tego punktu, gdyż przestał istnieć jakiś czas
temu, to miło do niego wrócić we wspomnieniach. Dobrze mieć gdzieś jakiś punkt
na mieście, albo najlepiej punkty, dajmy temu różnorodności, gdzie można
posiedzieć, pogadać, wypić lub po prostu pomyśleć nad czymś, co warte naszej
myśli i wymaganego przez nią spokoju. Jeśli ktoś to czyta, bierze to do siebie,
to niech sobie teraz pomyśli nad czymś, nad jakąś konkretną sytuacją z
konkretnego lokalu, która warta jest naszej myśli. Dzisiaj krótko.
Siódma geneza,
siódmy wiersz do omówienia (oficjalnie). Tym razem kolejność w datach
publikacji zostanie zachowana, tak więc zabieramy się za: „Do trzech razy
sztuka…”
Myśl jest prosta – do trzech razy sztuka,
prawda? Czasem od razu wychodzimy z nadzieją, że coś w końcu musi się udać,
zwłaszcza kiedy dwa razy zawiodło. No nie? Czasem mówimy to najzwyczajniej
spontanicznie. Właściwie to, kiedy zwrócimy uwagę, że faktycznie coś nam się
udało za trzecim razem. Pamiętamy o tym wszystkim odnośnie pozytywów, jednakże
zapominamy odnośnie negatywów. Kiedy coś dobrego przydarza się nam dwa razy pod
rząd, rzadko kiedy do głowy przyjdzie myśl, że do trzech razy sztuka, jednakże
kiedy ponosimy porażki dwa razy z rzędu, za trzecim musi być lepiej.
Negatywnie – przypominamy sobie o
powiedzeniu; Pozytywnie – zapominamy o powiedzeniu. Czasem sobie myślę, że ten
wiersz był nawet czymś w rodzaju apelu o to, aby w trakcie paru zwycięstw, mieć
świadomość, że to kolejne może okazać się tak naprawdę porażką. Należy mieć
oczy szeroko otwarte w obu przypadkach, bez wyjątku. Mieć nadzieję w przypadku porażek, dążąc do zwycięstwa oraz mieć
uwagę w przypadku zwycięstw, aby uniknąć porażek. Taką złotą myślą
zakończę rozważania głównego sensu wiersza.
Ostatnim razem oraz paroma poprzednimi
(nawet nie pamiętam), chyba nie podałem okoliczności powstania wiersza. Tym
razem niestety będzie tak samo, otóż prawdopodobnie przeżyłem coś, co zmusiło
mnie do wyksztuszenia sensu „do trzech razy sztuka”. Wówczas to zaiste były
fajki i alkohol. Inspiracja numer jeden.
Kolejna geneza, tym razem pominę jeden
wiersz pt: „Niech on się nauczy choć tyle”. Jeśli ktoś mi kiedyś przypomni
(albo sam sobie przypomnę), to jeszcze do niego wrócę, ale dziś idziemy o jeden
dalej, który pamiętam bardzo dobrze. A mianowicie: „Gąbki zazwyczaj, to właśnie
my”.
„Jakie gąbki? Co on pierdoli?”, prawda? Cóż,
tak, można nas porównać do gąbek. Oczywiście miałem tutaj na myśli płaszczyznę
emocjonalną. Lubimy czasem się komuś wygadać, prawda? I w tym jest cały sens
wiersza. Mówimy, opowiadamy innym o naszych problemach; koleżanki mówią sobie o
tym, co ostatnio kupiły; koledzy rozmawiają o ostatniej kolejce meczy w lidze
angielskiej czy hiszpańskiej itp. Itd. Każda taka rozmowa niesie ze sobą jakieś
emocje, prawda? Intensywniejsze bardziej lub mniej, ciekawsze bardziej lub
mniej. I nasiąkamy tym, kiedy słuchamy innych. Wraz z rozmową wsiąkają w nas
emocje tych słów od tej osoby. A później my z kolei wygadujemy się komuś innemu
i „wyciskamy się” z tego, co w siebie nabraliśmy wcześniej.
Takimi gąbkami właśnie jesteśmy. Czy tego
chcemy, czy nie. Są to rzeczy mimowolne, bezwarunkowe. Każdy coś czuje. Pustka
czy obojętność także są uczuciami. Taki więc był zamysł wiersza, zwrócić na to
uwagę. Jak chomiki w kółku, tak my biegamy w tym kole „nasiąkania i wyciskania”.
Na dziś, to tyle.
Pozdrawiam,
Adrian
Charytoniuk
P.S. Choć za Coldplay'em nie przepadam, to wrzucę:
Postanowiłem, że będę poruszał te rzeczy,
które pamiętam, zaczynając od pierwszych zamieszczonych tutaj postów. Więc
przyszła kolej na następny. Co prawda głowiłem się nad wcześniejszymi
publikacjami takimi jak: „Niewidomi co dnia…” czy „Boże, litości…”, jednakże
przeskoczyłem oba wiersze i zjawiam się w kolejnym: „Tajemnice chmur, chcę je
poznać…”. Wszędzie ten jebany wielokropek, co? Miewałem tendencję do
nadużywania go w tytułach wierszy. Skąd ta tendencja? Nie mam zielonego
pojęcia, może wtedy tytuł wydawał się być, hmmm, fajniejszy? Mimo wszystko, i
tytuł za chwilę omawianego wiersza też jest z wielokropkiem.
Więc czym jest ten wiersz? No cóż, jak mówi
tytuł bloga, a raczej jego dalsza część: „reszta do interpretacji”, tak więc
jeśli ktoś ma własne domysły odnośnie interpretacji jakichś wierszy, to można
się nimi dzielić w komentarzach. Dobra, cholera, bo zgubię wątek. Czym jest ten
wiersz? Dla was jest okazją do interpretacji, jakimś małym, ale zawsze jakimś,
sposobem na rozwój wyobraźni. Natomiast dla mnie jest to wyrażenie tego o czym
w danej chwili, czyli pisząc go – myślałem. Ewentualnie wiersz może (ale nie
musi) odnosić się do moich przekonań, historii itd. To takie ogólne
wyjaśnienie, ale dlaczego napisałem je w którejś genezie z rzędu? Tego też nie
umiem wytłumaczyć. Grunt, że pojawiło się to w ogóle.
Jak mówią wersy wiersza: „mają oczy
wszędzie, chcę w nie spojrzeć, nim się rozejdą”. Czyż tak nie jest? Chmury mają
oczy wszędzie. Dosłownie, nad biegunem, nad morzem, nad górami, nad stolicami
tego świata. Gdyby nadać im pamięć, jakąś mądrość i pojemność obrazową, z
pewnością byśmy wiedzieli się dzieje gdzieś na drugim „końcu” ziemi. Ludzie,
którzy mają wyobraźnię choćby najmniejszą, z pewnością zrozumieją o co mi
chodziło, kiedy pisałem tamte wersy.
Korzystając z ich takiej obrazowej pamięci,
można odkryć wszelkie sekrety tego świata. Chmury roztaczają się wszędzie,
przenoszą się. Wędrują z kontynentu, na kontynent. Wymieniają się informacjami,
tym co widziały, co zasłyszały. Tak, kiedy ponosi mnie wyobraźnia, strzelę parę
głębszych i mam taką refleksję. Jeśli Bóg nie jest w stanie dostrzec wszystkie
parą oczu, to z pewnością wykorzystuje oczy każdego obłoczka. Miałoby to ręce i
nogi. Tak, miałoby, zwłaszcza po półlitrówce. Tak czy owak, oto refleksja
odnośnie tego wiersza. Mam nadzieję, że rozjaśniłem jego sens w moich myślach z
tamtego wieczoru.