wtorek, 2 grudnia 2014

#8 - Geneza - "Restauracyjny hokus pokus"



   Nowy miesiąc, nowy tydzień, nowy dzień, nowa geneza starego wiersza. „Restauracyjny hokus pokus” jest w zasadzie formą opowiedzenia sytuacji, jaka przydarzyła mi się w jednym z lokali sieci restauracji Hokus Pokus. Autentyczna sytuacja. Cóż więcej mogę napisać? Nie mam pojęcia. Gdybym zakończył tę genezę w tym miejscu, byłaby chyba rekordowo krótka. Zostanę przynajmniej przy temacie sieci restauracji Hokus Pokus, którą sobie chwalę. Nie było tam tłoczno oraz w miarę dobrze cenowo. Wypito tam wiele drinków, wypito parę kaw i jakoś się tam zadomowiło. Choć próżno już dzisiaj szukać w tym mieście, miejscu, tego punktu, gdyż przestał istnieć jakiś czas temu, to miło do niego wrócić we wspomnieniach. Dobrze mieć gdzieś jakiś punkt na mieście, albo najlepiej punkty, dajmy temu różnorodności, gdzie można posiedzieć, pogadać, wypić lub po prostu pomyśleć nad czymś, co warte naszej myśli i wymaganego przez nią spokoju. Jeśli ktoś to czyta, bierze to do siebie, to niech sobie teraz pomyśli nad czymś, nad jakąś konkretną sytuacją z konkretnego lokalu, która warta jest naszej myśli. Dzisiaj krótko.

Pozdrawiam,
Adrian Charytoniuk



wtorek, 25 listopada 2014

#7 - Geneza - "Do trzech razy sztuka..."



Siódma geneza, siódmy wiersz do omówienia (oficjalnie). Tym razem kolejność w datach publikacji zostanie zachowana, tak więc zabieramy się za: „Do trzech razy sztuka…”

   Myśl jest prosta – do trzech razy sztuka, prawda? Czasem od razu wychodzimy z nadzieją, że coś w końcu musi się udać, zwłaszcza kiedy dwa razy zawiodło. No nie? Czasem mówimy to najzwyczajniej spontanicznie. Właściwie to, kiedy zwrócimy uwagę, że faktycznie coś nam się udało za trzecim razem. Pamiętamy o tym wszystkim odnośnie pozytywów, jednakże zapominamy odnośnie negatywów. Kiedy coś dobrego przydarza się nam dwa razy pod rząd, rzadko kiedy do głowy przyjdzie myśl, że do trzech razy sztuka, jednakże kiedy ponosimy porażki dwa razy z rzędu, za trzecim musi być lepiej.
   Negatywnie – przypominamy sobie o powiedzeniu; Pozytywnie – zapominamy o powiedzeniu. Czasem sobie myślę, że ten wiersz był nawet czymś w rodzaju apelu o to, aby w trakcie paru zwycięstw, mieć świadomość, że to kolejne może okazać się tak naprawdę porażką. Należy mieć oczy szeroko otwarte w obu przypadkach, bez wyjątku. Mieć nadzieję w przypadku porażek, dążąc do zwycięstwa oraz mieć uwagę w przypadku zwycięstw, aby uniknąć porażek. Taką złotą myślą zakończę rozważania głównego sensu wiersza.
   Ostatnim razem oraz paroma poprzednimi (nawet nie pamiętam), chyba nie podałem okoliczności powstania wiersza. Tym razem niestety będzie tak samo, otóż prawdopodobnie przeżyłem coś, co zmusiło mnie do wyksztuszenia sensu „do trzech razy sztuka”. Wówczas to zaiste były fajki i alkohol. Inspiracja numer jeden.

Pozdrawiam,

Adrian Charytoniuk


czwartek, 20 listopada 2014

#6 - Geneza - "Gąbki zazwyczaj, to właśnie my."



   Kolejna geneza, tym razem pominę jeden wiersz pt: „Niech on się nauczy choć tyle”. Jeśli ktoś mi kiedyś przypomni (albo sam sobie przypomnę), to jeszcze do niego wrócę, ale dziś idziemy o jeden dalej, który pamiętam bardzo dobrze. A mianowicie: „Gąbki zazwyczaj, to właśnie my”.

   „Jakie gąbki? Co on pierdoli?”, prawda? Cóż, tak, można nas porównać do gąbek. Oczywiście miałem tutaj na myśli płaszczyznę emocjonalną. Lubimy czasem się komuś wygadać, prawda? I w tym jest cały sens wiersza. Mówimy, opowiadamy innym o naszych problemach; koleżanki mówią sobie o tym, co ostatnio kupiły; koledzy rozmawiają o ostatniej kolejce meczy w lidze angielskiej czy hiszpańskiej itp. Itd. Każda taka rozmowa niesie ze sobą jakieś emocje, prawda? Intensywniejsze bardziej lub mniej, ciekawsze bardziej lub mniej. I nasiąkamy tym, kiedy słuchamy innych. Wraz z rozmową wsiąkają w nas emocje tych słów od tej osoby. A później my z kolei wygadujemy się komuś innemu i „wyciskamy się” z tego, co w siebie nabraliśmy wcześniej.
   Takimi gąbkami właśnie jesteśmy. Czy tego chcemy, czy nie. Są to rzeczy mimowolne, bezwarunkowe. Każdy coś czuje. Pustka czy obojętność także są uczuciami. Taki więc był zamysł wiersza, zwrócić na to uwagę. Jak chomiki w kółku, tak my biegamy w tym kole „nasiąkania i wyciskania”.

   Na dziś, to tyle.

Pozdrawiam,

Adrian Charytoniuk



P.S. Choć za Coldplay'em nie przepadam, to wrzucę:


czwartek, 13 listopada 2014

#5 - Geneza - "Tajemnice chmur, chcę je poznać..."



   Postanowiłem, że będę poruszał te rzeczy, które pamiętam, zaczynając od pierwszych zamieszczonych tutaj postów. Więc przyszła kolej na następny. Co prawda głowiłem się nad wcześniejszymi publikacjami takimi jak: „Niewidomi co dnia…” czy „Boże, litości…”, jednakże przeskoczyłem oba wiersze i zjawiam się w kolejnym: „Tajemnice chmur, chcę je poznać…”. Wszędzie ten jebany wielokropek, co? Miewałem tendencję do nadużywania go w tytułach wierszy. Skąd ta tendencja? Nie mam zielonego pojęcia, może wtedy tytuł wydawał się być, hmmm, fajniejszy? Mimo wszystko, i tytuł za chwilę omawianego wiersza też jest z wielokropkiem.

   Więc czym jest ten wiersz? No cóż, jak mówi tytuł bloga, a raczej jego dalsza część: „reszta do interpretacji”, tak więc jeśli ktoś ma własne domysły odnośnie interpretacji jakichś wierszy, to można się nimi dzielić w komentarzach. Dobra, cholera, bo zgubię wątek. Czym jest ten wiersz? Dla was jest okazją do interpretacji, jakimś małym, ale zawsze jakimś, sposobem na rozwój wyobraźni. Natomiast dla mnie jest to wyrażenie tego o czym w danej chwili, czyli pisząc go – myślałem. Ewentualnie wiersz może (ale nie musi) odnosić się do moich przekonań, historii itd. To takie ogólne wyjaśnienie, ale dlaczego napisałem je w którejś genezie z rzędu? Tego też nie umiem wytłumaczyć. Grunt, że pojawiło się to w ogóle.

   Jak mówią wersy wiersza: „mają oczy wszędzie, chcę w nie spojrzeć, nim się rozejdą”. Czyż tak nie jest? Chmury mają oczy wszędzie. Dosłownie, nad biegunem, nad morzem, nad górami, nad stolicami tego świata. Gdyby nadać im pamięć, jakąś mądrość i pojemność obrazową, z pewnością byśmy wiedzieli się dzieje gdzieś na drugim „końcu” ziemi. Ludzie, którzy mają wyobraźnię choćby najmniejszą, z pewnością zrozumieją o co mi chodziło, kiedy pisałem tamte wersy.
   Korzystając z ich takiej obrazowej pamięci, można odkryć wszelkie sekrety tego świata. Chmury roztaczają się wszędzie, przenoszą się. Wędrują z kontynentu, na kontynent. Wymieniają się informacjami, tym co widziały, co zasłyszały. Tak, kiedy ponosi mnie wyobraźnia, strzelę parę głębszych i mam taką refleksję. Jeśli Bóg nie jest w stanie dostrzec wszystkie parą oczu, to z pewnością wykorzystuje oczy każdego obłoczka. Miałoby to ręce i nogi. Tak, miałoby, zwłaszcza po półlitrówce. Tak czy owak, oto refleksja odnośnie tego wiersza. Mam nadzieję, że rozjaśniłem jego sens w moich myślach z tamtego wieczoru.

Pozdrawiam,

Adrian Charytoniuk