Okej. Mam trochę wolnego czasu, aby zabrać
się za kolejną część felietonu, ale i tak pewnie będę potrzebował następnej
godziny, następnego dnia, żeby go całkowicie skończyć.
Przeszedłem przez Black Sabbath, The Rolling
Stones, a tym razem wezmę… Led Zeppelin. Trzy wielkie zespoły, dwa Z PEWNOŚCIĄ
SATANISTYCZNE, cóż, ciekawe jak będzie z trzecim i jednocześnie ostatnim. Małą
mam wiedzę o Led Zeppelin, w porównaniu do poprzednich dwóch kapel, ale ile
jestem w stanie, tyle nakreślę pewnych rzeczy.
Nie wiem, jak osoby, które przeczytały
poprzednie dwie części mojego felietonu, oceniają wspomniane zespoły, ale mam
nadzieję, że przeczytanie ich, nie poszło na marne, wręcz przeciwnie. Dodało
trochę wiedzy tu i trochę spojrzenia tam.
Led Zeppelin? PJPB
– Plant, Jones, Page, Bonham. Czwórka bardzo uzdolnionych muzyków. Przez wielu nawet nazywani
najlepszym zespołem wszechczasów. Zarówno przez krytyków, jak i po prostu
zwykłych, szarych słuchaczy, wspaniałej muzyki. Wiele świetnych utworów,
mnóstwo potężnych riffów, wiele przedstawień umiejętności każdego z muzyków.
Można śmiało powiedzieć, że gdyby wymienić chociaż jednego z nich, na kogoś
innego, to ten zespół nigdy nie odniósłby takiego sukcesu. Kolektyw idący przez
lata i budujący swoją markę, którą bardzo ceni się po dzień dzisiejszy. Można
powiedzieć: „Jasne, tak samo takiego sukcesu nie odnieśliby The Rolling Stones,
The Beatles, Deep Purple czy inny wielki zespół”. W porządku, jednakże pragnę
zauważyć, że czwórka głównych muzyków, począwszy od pierwszej wspólnie nagranej
płyty, aż do ostatniej – ani razu się nie zmieniła! Mam nadzieję, że to popiera
słowa ludzi o Led Zeppelin, jako o kolektywie, mogącym świetnie pracować tylko
w swoim gronie. Bez większych personalnych zmian.
Nie da się napisać niczego nowego o stylu
życia tegoż zespołu, co nie było wymienione w dwóch poprzednich częściach, o
dwóch poprzednich kapelach. Były tragedie i chwile szczęścia. Była śmierć, było
życie. Były momenty oszczerstw i pomówień, były momenty odznaczeń i chwały. Były
kobiety, narkotyki, zabawy trwające kilka dni. Rzekomy diabelskie pakty, albo
powiedzmy wprost – zaprzedania duszy Diabłu, bo chyba to będę omawiać? Te same
zarzuty, ten sam szum wokół ludzi. Szczerze? Zostaje tylko westchnąć nad tymi
głupotami, ale uznałem, że podzielę felieton na trzy części i omówię trzy
przypadki, trzech zespołów. Wszystko wywodzi się z jednego słowa, satanizm.
Geneza również jest podobna, tylko tym razem wykorzystano inne okoliczności do
nazwania kogoś satanistą czy w ogóle osobą służącą Diabłu. Krzyk rozpaczy ludzi
łakomych władzy, ale nie potrafiących jej utrzymać we własnych rękach.
W pewnym sensie to powtórka z rozrywki, ale
jeśli ktoś lubi bardziej Led Zeppelin, niż poprzednie dwa omawiane zespoły, to
jak najbardziej zapraszam do lektury. Ten sam miot, ten sam gatunek, te same
oszczerstwa, inne okoliczności, brak wyjaśnień. Gotowi? Jedziemy dalej.
Czy coś różni muzykę Led Zeppelin od muzyki
Sabbathów albo Stonesów? Wydaje mi się, że tylko styl gry. Reszta pozostaje bez
zmian. Wszystkie trzy zespoły grały z ogromną energią, nie pomniejszały wagi
tekstów swoich utworów. Prowadziły hulaszczy tryb życia oraz zapisały się na
kartach rocka, dając mu coś nowego, z czego korzystały nawet inne gatunki
muzyki. Nawet te całkowicie odmienne od rocka.
Jimmy Page, uważany za jednego z najlepszych
gitarzystów wszechczasów, kupił kiedyś dom w Szkocji, który należał do A.
Crowley’a. Dokładniej praktykującego okultysty. Crowley był znany na skalę
światową, nie tylko brytyjską czy europejską (Ozzy Osbourne nagrał utwór
zadedykowany temuż panu, pod tytułem: „Mr. Crowley”). Idąc tym tropem, kiedy
ktoś kupi dom od osoby cywilnej, która okazuje się potem jakimś seryjnym
mordercą. Czy i ja muszę mieć jakieś rzeczy na sumieniu powiązane z morderstwami?
Odpowiedzcie sobie sami. Jednakże jest to okazja zarówno dla gazet, napisać
coś, co podniesie sprzedaż gazet, jak i dla Kościoła, aby spojrzeć krzywo i nie
zabronić to wśród ludzi, którzy kurczowo trzymają się słowa duchownych i nie
złamią tego zakazu. Dlaczego nikt nie wspomni, że All Of My Love zostało
napisane przez Roberta Planta, dla jego zmarłego syna. Przecież to wymaga
niesamowitego uzewnętrznienia emocji i wywieszenia ich na wiatr ludzkich słów,
krytyki i wielu innych rzeczy. Mimo wszystko nagrał to dla syna i niezbyt
interesowała go opinia publiczna odnośnie utworu – tak sądzę (biorąc przykład z
Erica Claptona i jego słynnego „Tears in Heaven”).
Spójrzmy na kolejną sprawę, która wywołała
ogromną burzę wśród mediów. Mianowicie kwestię znakomitego i chyba znanego
wszystkim „Stairway to Heaven”. Po nagraniu utworu, po jego sukcesie, Plant
powiedział, że kiedy pisał utwór, to nie czuł się sobą i tak jakby „coś pisało
za niego”. W porządku, górę mogły wziąć na przykład uczucia autora i waga tematu
(to już kwestia autora tekstu. Przecież utwór opowiada o kobiecie, która
uważała, że „wszystko złoto, co się świeci”, a to dosyć wartościowy temat, był,
jest i będzie, nigdy nie umrze. Fitzgerald mógłby powiedzieć, że Wielkiego
Gatsby’ego też pisało za niego coś innego, w końcu dużo pił pisząc swoje prace.
Różnica między pisarzami, a muzykami jest taka, że ogromna część pisarzy, zostaje
docenionych dopiero po swojej śmierci. Nawet ich przeszłość, całe życie,
dopiero są ukazywane i wzięte w ramiona ciekawości, po ich śmierci. Led
Zeppelin osiągali coraz większy sukces z roku na rok, dopiero pod koniec
rozwiązania zespołu, zbliżając się do śmierci Bonhama, mieli słabszy okres,
pozbawiony takiej mocy, jak np. płyty House Of The Holly czy Led Zeppelin
począwszy od I, skończywszy na IV. Choć to i tak pozostaje do ocenienia fanom,
czytelnikom, słuchaczom, czy komukolwiek. To tylko moja opinia. Kolejna świetna
okazja, aby zabronić słuchania wolnej od wszystkiego, mocnej i świadomej
muzyki.
Przechodząc do punktu kulminacyjnego i
zakończenia trzeciej, ostatniej części i zarazem całego felietonu. Wszystkie
zespoły osiągnęły niebywały sukces. Pławiły się w luksusie. Muzyka przez nie
układana była buntownicza, miała posłuch i niosła ze sobą „pewną mądrość”, a
przede wszystkim jakość, nad którymi rozpływały się uszy i dusza człowieka.
Ciągle da się to odczuć, ja mogę. To była muzyka robiona przez ludzi dla ludzi.
Nie przez hip-hopowców uliczników, dla słuchaczy uliczników, hip-hopowców
lansiarzy, dla słuchaczy lansiarzy. Dlatego miała w sobie tak ogromną moc. I w
zasadzie, gdyby nie oni, to też wiele z podkładów hip-hopowych by nigdy nie
zaistniało (sampling), jednakże odbiegam już od tematu.
Niemal z każdego, z koncertów zespołu,
zarówno pierwszego omawianego, drugiego, jak i trzeciego, dało się wyciągnąć
coś, co nadawało się na „skandaliczne”. Coś z zachowania na scenie, coś z
zachowania tłumu, coś z zachowania przed czy po występie. I tego szukali.
Przynajmniej dziennikarze. Z kolei takie rzeczy, jak wysławianie się niezbyt
dosłowne w wywiadach („Coś pisało za mnie”) czy takie głupoty, jak kupowanie
domów, które należały do okultystów, były wręcz pożądane przez Kościół, aby
wykorzystać to, jako furtkę do zatrzymania kolejnych maluczkich. Niezbyt wolnych
myślą, niezbyt świadomych, a wierzących w każde słowo księdza, gdyż „nie może”
być on osobą złą, grzeszną, w końcu jest księdzem.
Multum wolnych zespołów, z ogromną siłą
przebicia, z wielkim posłuchem, utalentowanymi muzykami, marzeniami, ideami,
celem, dających siebie ludziom. Przecież każdy utwór jest pewną cząstką artysty
bądź artystów, którzy są odpowiedzialni za jego powstanie, okrzyknięte
satanistycznymi bez jasnych podstaw ku temu.
Z jednej strony zespoły żyjące na pełnym
gazie, mające wszystko gdzieś. Z drugiej wrażliwi ludzie z ogromnymi
problemami.
Z jednej strony kapele, które są zakazane
przez Kościół, zaś z drugiej grupki muzyków, dzięki którym muzyka otrzymała
wiele innych spektrów.
Z jednej strony zwykli ludzie. Z drugiej strony
bogowie, ze względu na swoją popularność.
Wszystko co dawali muzyką, dawało
przyjemność. Nigdy nie nalegali, aby ich słuchać, nie kazali przestrzegać życia
według siebie. W dodatku, dawali sporo objaśnień w swoich tekstach. Dawali coś,
co chciało się zrozumieć.
Dziękuję i pozdrawiam.
Adrian
Charytoniuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz